Ponad sześć lat minęło od przyjęcia przez Komisję Dialogu Społecznego ds. Transportu stanowiska ws. szybkich i niskokosztowych zmian na Grójeckiej [zobacz >>>]. Miały one zapewnić doraźną poprawę bezpieczeństwa i warunków ruchu, do czasu bardziej gruntownej modernizacji ulic. Urząd miasta nie tylko nie wdrożył zmian z własnej inicjatywy, ale też nie dopuścił projektu do głosowania w budżecie partycypacyjnym. W ten sposób zapewnił, by przez kolejne lata praktycznie nic się zmieniło.

Społeczne niskokosztowe rozwiązanie doraźne z 2014 r.

Załącznikiem do stanowiska był gotowy projekt organizacji ruchu. Zmiany obejmowały wyznaczenie pasów rowerowych i miejsc parkingowych na jezdni, uzupełnienie szpalerów drzew oraz wyznaczenie doraźnych dróg dla rowerów i przejazdów dla rowerzystów na odcinku, gdzie Grójecka przejmuje ruch z Al. Jerozolimskich.

Dzięki temu rowerzyści nie jeździliby między pieszymi, kierowcy mieliby więcej miejsc do parkowania, a piesi byli mniej narażeni na wypadki na niepotrzebnie niebezpiecznych przejściach przez przewymiarowaną jezdnię.

Mieszkańcy są za...

Jako że podpisana przez blisko 700 mieszkańców petycja do władz miasta nie przyniosła skutku [zobacz >>>], zmiana organizacji ruchu została w 2015 roku zgłoszona do budżetu partycypacyjnego.

Projekt został przygotowany w taki sposób, by nie wymagał robót budowlanych ani zmian w sygnalizacji.

...ale urząd woli wypadki

Mimo to, został odrzucony jako "niemożliwy" do realizacji, m.in. dlatego, że zakładał wymalowanie kilkusetmetrowego odcinka drogi dla rowerów od Niemcewicza do placu Zawiszy na chodniku o szerokości 6-8 m, co miało nie przystawać do warszawskich standardów jakości. (Budowa drogi dla rowerów od podstaw nie mieściłaby się w zmianie organizacji ruchu, przez co byłaby zdecydowanie droższa i bardziej czasochłonna od opcji wyznaczenia jej tylko przy pomocy oznakowania poziomego).

Drugim argumentem była rzekoma potrzeba przebudowy sygnalizacji przy okazji wyznaczenia przejazdów dla rowerzystów na placu Zawiszy. Konkretnych powodów, dlaczego taka przebudowa miałaby być konieczna, oczywiście nie podano.

Dwulicowość drogowców

Od zeszłego roku na zachodnim ramieniu placu Zawiszy można korzystać z takiej właśnie infrastruktury rowerowej - wyznaczonej wyłącznie przy pomocy farby, bez głębszych zmian w sygnalizacji, dokładnie tak jak przewidziano w projekcie społecznym z 2014 roku (i kolejnym, ponownie odrzuconym, w 2017 roku). Różnica? W 2019 roku była to inicjatywa urzędu miasta, a nie oddolna. Co wolno wojewodzie...

Poza wyznaczeniem przejazdów nic się nie zmieniło. Na skutek niedopuszczenia projektu do budżetu partycypacyjnego, na samej Grójeckiej wciąż obowiązuje organizacja ruchu, zgodnie z którą rowerzyści od Wawelskiej do placu Zawiszy powinni jechać środkowym pasem sześciopasmowej drogi...

...a piesi (i rowerzyści) muszą pokonywać przeskalowane jezdnie. (Społeczny projekt w zakresie przejazdów na placu Zawiszy różnił się tym od miejskiego, że zakładał dostosowanie organizacji ruchu do wymogów prawa i bezpieczeństwa ruchu drogowego [zobacz >>>]). W efekcie co kilka miesięcy dochodzi do kolejnych potrąceń niezmotoryzowanych - tylko od uchwały KDS i tylko na odcinku, którego dotyczyła, miało miejsce 20 takich zdarzeń.

Co dalej?

Czekając na Godota Grójecką - co najmniej do 2023 r.

W przyjętym w grudniu budżecie Warszawy, przebudowa placu Narutowicza została przesunięta na 2023 rok. Rok 2021 ma być kolejnym ograniczonym do "prac projektowych". Sądząc po dotychczasowych "postępach", można się spodziewać dalszych przesunięć. W tym czasie będą miały miejsce kolejne wypadki na przeskalowanej jezdni, a rowerzyści będą dalej jeździć między pieszymi.

Zresztą projekt placu Narutowicza ogranicza się do samego placu, zakładając że odcinki bliżej Wawelskiej i placu Zawiszy pozostaną bez zmian - z przekrojem analogicznym do głównej ulicy przelotowej Nowosybirska. Z tą różnicą, że w Nowosybirsku wzdłuż ulicy znajduje się znacznie więcej drzew i nie dopuszczono do parkowania na chodniku.

Próbując partycypować

Dlaczego teraz o tym przypominamy? Gdyż obecnie trwa nabór projektów do kolejnej edycji budżetu obywatelskiego (dawniej: partycypacyjnego). Od drugiej edycji, coroczną tradycją jest rzeź projektów zakładających doraźne poprawki w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego czy warunków ruchu niezmotoryzowanych. Są one wyrzucane pod byle pretekstem - czy to niepodobania się inżynierowi ruchu, czy to braku umiejętności dogadania się jednostek miejskich między sobą w ciągu kilkunastu miesięcy - niezależnie od tego, czy te preteksty mają coś wspólnego z przepisami. W praktyce, głównym kryterium jest widzimisię urzędników. W ten sposób udaje się uzyskać efekt braku efektu i jednocześnie uniknąć oskarżeń o opóźnienia w realizacji.

Dziwnym trafem, w innych miastach budowa dróg dla rowerów od podstaw, łącznie z przygotowaniem dokumentacji, jest uznawana za zadanie możliwe do wykonania przez rok. Tak jest chociażby w Bydgoszczy, Lublinie czy Radomiu. W Warszawie, jak widać, za "niewykonalne" uznawane były nawet zmiany organizacji ruchu. Czy w tej edycji budżetu obywatelskiego urząd miasta będzie po raz kolejny szukać na siłę pretekstów do odrzucania projektów, byle uniknąć rozwiązywania problemów? Wkrótce się przekonamy.