Z brzegiem spięty drugi brzeg

9 sierpnia 2017 r. otwarta została kładka Łazienkowska, a w zasadzie dwie kładki na dolnym poziomie mostu Łazienkowskiego. Południowa jest przeznaczona wyłącznie dla rowerów, północna dla rowerów i pieszych. Jest to pierwsze tego typu rozwiązanie w Polsce, Warszawa dołączyła w ten sposób do takich stolic europejskich jak Bratysława [zobacz >>>], Wiedeń [zobacz >>>] czy Rzym [zobacz >>>]. Po paru tygodniach użytkowania czas na recenzję.

Oficjalne otwarcie kładki 9 sierpnia 2017 r. Na czele peletonu prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Zdjęcia

Wał Miedzeszyński

Zaczynamy z Saskiej Kępy. Pierwsze wrażenie jest dobre. Kładka Łazienkowska to jeden z pierwszych przypadków zastosowania linii krawędziowych na infrastrukturze rowerowej w Warszawie. Do tego brak ostrych zakrętów. Na zdjęciu najazd na kładkę nad Wałem Miedzeszyńskim.

Rozwidlenie estakady rowerowej, widok od strony mostu. Prosto zjazd na Wał Miedzeszyński, na lewo kontynuacja podróży na wschód. Przyzwoita geometria, choć lepiej byłoby prawdopodobnie nadać priorytet jedzie wzdłuż Trasy Łazienkowskiej, a nie zjeżdżaniu nad Wisłę.

Zjazd na zachodnią stronę Wału Miedzeszyńskiego. 7-procentowy spadek kończy się znakiem STOP i schodami. To powielenie błędów przećwiczonych już na trasie mostu Północnego [zobacz >>>] [zobacz >>>]. Do kompletu błędnie wymalowana linia zatrzymania.

Nawet bez specjalnej ingerencji w ukształtowanie terenu można było to zrobić lepiej, prowadząc drogę dla rowerów wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego na koronie wału, bliżej jezdni.

Identyczny błąd powtórzony po południowej stronie mostu. Tymczasem literatura przedmiotu łopatologicznie tłumaczy, że na drodze dla rowerów u podstawy wzniesienia nie powinno być skrzyżowań bez pierwszeństwa przejazdu dla rowerzystów, ze względu na bezpieczeństwo (dłuższa i niepewna droga hamowania) i ergonomię (marnowanie energii) użytkowania.

Po zachodniej stronie Wału Miedzeszyńskiego powstała też pochylnia łącząca poziom wału z międzywalem (i ścieżką nad Wisłą [zobacz >>>]). Niestety, zakończona znakiem C-13a, co sugeruje że również tutaj powinniśmy hamować na zjeździe.

Na moście

Umieszczenie kładki na dolnym poziomie mostu zapewnia osłonę przed deszczem, śniegiem i wiatrem. Oznacza również mniejszą różnicę wysokości przy podjeżdżaniu na most (a w konsekwencji m.in. krótsze długości pochylni).

Miłym gestem jest powtórzenie na poziomie dróg dla rowerów oznakowania informującego o granicy dzielnic (znaki E-21). Oznakowanie jednak jest tylko jednokierunkowe - na południowej kładce jest tylko tablica Praga Południe, na północnej tylko Śródmieście.

To także pierwsze w Warszawie drogi dla rowerów, na których znaki pionowe powtarzane są jako poziome. Powtórzono w ten sposób znaki ostrzegawcze A-2 i A-30. Powtórzenia widoczne są jednak dość późno, prawdopodobnie powinny być wydłużone analogicznie do znaków poziomych.

Na kładce odczuwalne jest delikatne falowanie nawierzchni.

Widok z dołu - po lewej pochylnia, po prawej właściwa kładka podwieszona do mostu.

Cypel Czerniakowski

Zjazd na stronę śródmiejską kończy się dwoma łukami - dość łagodnymi, ale niewystarczająco jak na zakończenie 5% spadku. Szkoda, tym bardziej, że dalej jest kilkadziesiąt metrów trawnika, które można było wykorzystać na spokojnie wytracenie prędkości.

Zjazdy są ozdobione znakami C-13a - bez sensu, bo przecież droga na wale również jest ciągiem pieszo-rowerowym.

Chociaż właściwie trudno powiedzieć. Jadąc od południa na odcinku 60 m mijamy znaki drogi dla rowerów i pieszych (C-13/16), zakazu ruchu (B-1) z tabliczką nie dotyczy rowerów, drogi dla rowerów (C-13) i końca drogi dla rowerów (C-13a). To po czym jedziemy?

Kwestia balustrad

Linia krawędziowa powinna wyznaczać szerokość, po której można bezpiecznie jechać rowerem. Niestety, na kładce Łazienkowskiej już zbliżając się do linii zahaczymy kierownicą o balustradę. Zastosowano nieoptymalny kształt balustrad - balustrady wygięte na zewnątrz, najszersze na wysokości kierownicy, pozwalają lepiej wykorzystać przestrzeń. Ale skoro już wybrano proste balustrady, to linię krawędziową trzeba było namalować te 0,5 m od nich.

Problem jest szczególnie wyraźny na łukach. Rowerzyści pochylają się na zakrętach. Aby zachować bezpieczną odległość od balustrady po wewnętrznej stronie łuku, muszą wyjechać prawie na środek dwukierunkowej przecież drogi.

Nad Wałem Miedzeszyńskim zastosowano inne balustrady, ale równie kiepskie. Szkoda, bo mamy już w Warszawie dobre przykłady w tym zakresie - na kładce nad S8 albo na pochylniach prowadzących na kładkę Żerańską [zobacz >>>].

Podsumowanie

Plusy

- jest (możliwość przeprawy przez Wisłę niemal w środku 5-km luki w centrum miasta),

- jest na dolnym poziomie (ochrona przed deszczem i wiatrem, mniejsze różnice wysokości do pokonania),

- przyzwoita szerokość,

- linie krawędziowe,

- poziome powtórzenia oznakowania pionowego,

- w większości przyzwoita geometria (za wyjątkiem zakończeń pochylni),

- oświetlenie.

Minusy

- konieczność ustępowania pierwszeństwa lub skręcania bezpośrednio na końcu stromych zjazdów (marnowanie energii, zagrożenie związane z wydłużoną drogą hamowania na spadku),

- nierozwiązana kwestia przekroczenia Wisłostrady (o czym więcej napiszemy w osobnym materiale),

- nieoptymalne balustrady (marnowanie szerokości),

- brak poszerzeń na łukach,

- nieczytelne oznakowanie drogowskazowe (też warte oddzielnej recenzji),

- ogólny bałagan w oznakowaniu,

- dość siermiężna estetyka (balustrady, lampy).

Warszawa pierwsza w Polsce

Gdy dawno, dawno temu, zainspirowani przykładami z zagranicy [zobacz >>>], postulowaliśmy drogi dla rowerów na dolnym poziomie niektórych warszawskich mostów, inżynierowie i rzecznicy prasowi pukali się w głowę. Pukanie nie pomogło, postulat się zmaterializował. 15 lat temu kładka w takiej formie i wykonaniu zapewne by zachwycała, teraz jednak zrobiła na mnie wrażenie cokolwiek siermiężne. Szkoda, że wydając 13,5 mln złotych nie przemyślano lepiej projektu (zakończenia pochylni) i nie zadbano o szczegóły (balustrady, oznakowanie). Z drugiej strony - jest to pierwsze tego typu rozwiązanie w Polsce. Warszawa zrobiła coś, czego nie ma w Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu, Toruniu czy Radomiu.