We wczorajszym wydaniu Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego pokazano krótki kontrapas rowerowy na ul. Moniuszki jako drogowy dziwoląg i zagrożenie. Czy słusznie? Otrzymaliśmy do wiadomości krytyczną opinię na ten temat.

List widza do TKW

Szanowni Państwo,
chciałbym wyrazić rozczarowanie i dezaprobatę dla sposobu przedstawienia we wczorajszym TKW tematu kontraruchu rowerowego na ul. Moniuszki.

Zarówno w zapowiedzi, jak i potem w materiale wielokrotnie pada błędne określenie „ścieżki rowerowej” zamiast pasa rowerowego. Dopiero pod koniec reporterka dzieli się swym odkryciem, że ten element infrastruktury ma inną nazwę. Po co zatem świadomie używa błędnej? By dezinformować zamiast wykorzystać okazję do dokształcenia widza? Jednocześnie słyszymy ubolewanie, że zdezorientowany rowerzysta nie bardzo wie co dalej. Państwa materiał mu tego nie wyjaśnił, a szkoda.

To prawda, że stołeczni drogowcy lubią tworzyć cyklistom łamigłówki. Zastanówmy się więc wspólnie, jak temu zapobiegać, zamiast dezinformować i pogłębiać pojęciowy chaos. Rozróżnienie ścieżki rowerowej i pasa rowerowego [zobacz >>>] jest istotne i wcale nie trudne do zrozumienia. W razie problemów można poprosić specjalistów o pomoc. Gorąco polecam.

Nie świadczy dobrze o profesjonalizmie reporterskim stawianie przypadkowym osobom „sugestywnych” pytań z tezą o zagrożeniu, a przy tym niezasięgnięcie opinii doświadczonych cyklistów. Co pomyśli widz, gdy reporterka mówi miejsc do parkowania nie ma, a kamera na drugim planie pokazuje... parkingi? (na zdjęciu właśnie ten moment)

Kontraruchu nie wyznacza się, by było gdzie sobie poszaleć na rowerze (sformułowanie z reportażu), ale by poprawić spójność sieci i bezpośredniość połączeń. Zdziwienie wprowadzeniem go na ul. Moniuszki, bo tuż obok wzdłuż Świętokrzyskiej można jeździć ścieżką rowerową do samej Wisły, świadczy o kompletnej nieznajomości celów i zasad organizowania ruchu rowerowego. (Co ciekawe, ruch samochodów również mających do dyspozycji jeszcze więcej równoległych ulic takich wątpliwości nie wzbudził...) Zasad tych dziennikarz znać nie musi, ale jeśli podejmuje temat i chce stawiać oceniające tezy, powinien jednak przynajmniej zastanowić się szerzej i dokładniej nad tłem sprawy.

Liczę, że wrócą Państwo do tematu w bardziej profesjonalny sposób, nie wzorując się na tabloidach. Niewiele przesady będzie w stwierdzeniu, że kontraruch to warunek sine qua non spójnej, atrakcyjnej i bezpośredniej sieci tras rowerowych w mieście. Nie powinno się nim straszyć, lecz umiejętnie je promować i wyjaśniać, do czego służy. Tego niestety w materiale zabrakło, a autorka sama zachowała się nieprzepisowo wjeżdżając na jednokierunkowy pas od drugiej strony.

W zrozumieniu idei i wartości kontraruchu pomoże wizyta w dowolnym mieście Niemiec, Belgii [zobacz >>>] czy Austrii [zobacz >>>], a jeśli to za daleko, można zrobić świetny reportaż z Radomia, który udostępnił (uwaga!) wszystkie ulice jednokierunkowe dla dwukierunkowego ruchu rowerów [zobacz >>>] [zobacz >>>]. Co ciekawe – w większości jedynie oznakowaniem pionowym, czyli bez tych dziwnych malowań na jezdniach, które rozsławił wczoraj TKW.

Pozdrawiam,

Marcin Jackowski

Do wiadomości: Zielone Mazowsze

Zobacz materiał

Nagranie jest dostępne pod adresem warszawa.tvp.pl/36821786/16042018

(czas rozpoczęcia 16:50)

Od redakcji

Odnosząc się do oznakowania poziomego trudno nie zauważyć, że wspomniany wyżej materiał powstał niejako na życzenie miejskiego inżyniera ruchu, który kontynuując tradycję warszawskiej szkoły (nie)dopuszczania ruchu rowerów pod prąd wynalazł na tym polu kolejne źródła trudności i kosztów. W tym sensie prowokuje on pytanie – dlaczego kolejny raz Warszawa komplikuje coś, co inni robią sprawnie, tanio i szybko? Dlaczego prosta i coraz popularniejsza w innych polskich miastach idea kontraruchu, w stolicy wciąż pełni głównie rolę straszaka, kuriozum i zarzewia konfliktu kierowców z cyklistami?

Dlaczego stołeczny bastion inżynierii ruchu upiera się przy elementach oznakowania, które za każdym razem dowodzą swej nieskuteczności [zobacz >>>]?

Na samochód nielegalnie zaparkowany na kontrapasie natknęła się też reporterka Kuriera i nawet przeprowadziła z jego kierowcą wywiad, który stanowi najlepszy fragment materiału. Daje wiele do myślenia na temat zwyczajów zmotoryzowanych i skuteczności egzekwowania prawa przez odpowiednie służby.

Czy komuś w tym mieście zależy, by ludzie bardziej bali się cyklisty jadącego ,,pod prąd” w strefie tempo 30 niż furgonetek panoszących się na chodnikach albo osobówek ograniczających widoczność przed przejściem wystawiających pieszych na śmiertelne niebezpieczeństwo?