Rower stymuluje ciekawość świata, daje wolność i tworzy świadomość. Na 15 rocznicę masy krytycznej opowiem Wam o tym, jak zostałem działaczem społecznym i ekologicznym.

Ciekawość świata

Jedno z pierwszych niezatartych wspomnień z mojego dzieciństwa dotyczy roweru. W polowie lat 80. nie było tak łatwo kupić rower z hamulcami ręcznymi, trąbką i tak kolorowego jak w hipermarkecie. Dlatego pierwszym moim rowerem, już po nauczeniu się jazdy na dwóch kołach, był jakiś radziecki wynalazek z grubą dętką zamiast opony (gospodarka niedoborów).

Jakie było moje zdziwienie, kiedy pewnego letniego dnia wyszedłem przed dom i na kole roweru pojawiła się wielka purchla w miejscu, gdzie guma dętki była akurat cieńsza. Purchla ta zaraz potem z wielkim hukiem pękła. Rewelacja!

Następnym moim rowerem był już, dla wielu nieśmiertelny, składak Pelikan. Z Pelikanem mogłem czuć się wolny jak ptak, a nic tak nie stymuluje ciekawości świata, jak wolność.

Wolność

Miałem szczęście mieszkać na zielonym osiedlu z siecią wąskich uliczek porośniętych wysokim żywopłotem. Pod koniec lat 80. nie było praktycznie żadnych samochodów na ulicach, więc ganialiśmy się z kolegami na Pelikanach, a następnie rowerach Wigry po całym osiedlu bawiąc się w policjantów i złodziei. Ile gier w kapsle, skoków przez gumę czy bitw w zbijaka odbyliśmy na tych ulicach.

Także do szkoły chodziłem ponad 1,5 km pieszo, często sam, mimo iż po drodze była całkiem ruchliwa trasa z komunikacja publiczną, jednojezdniowa, z dwoma pasami ruchu. To były czasy pełnej wolności eksplorowania otaczającego świata – ile razy trasa powrotu ze szkoły była dużo bardziej kręta, niż owe 1,5 km.

Potem nastały lata 90. i na ulicach w szybkim tempie pojawiły się samochody, a przy niewielkich uliczkach zaczęto budować pierwsze parkingi. Moi koledzy wyjeżdżając lub wychodząc zza żywopłotów na uliczki nagle zaczęli ginąć pod kołami samochodów. Żywopłoty obniżono. Mój rower wstawiono do pakamery.

Dawniej wąska ulica na mojej drodze do szkoły szybko zaczęła być rozbudowywana – najpierw druga jezdnia, potem tramwaj i dalsza rozbudowa jezdni. Na szczęście powstała sygnalizacja świetlna. Ale wolność szybko skurczyła się.

Mój rowerowy świat wolności znacznie poszerzył się dopiero, gdy ojciec kupił mi rower górski (ówcześnie tylko takie były do kupienia), ale to już była druga klasa liceum.

Świadomość

Zaprawiłem się w jeździe rowerem górskim po wielkomiejskich ulicach do liceum, a w wolnym czasie po całym mieście oraz poza nim. Raz, gdy wracałem z około stukilometrowej eskapady, zaczepił mnie patrol policji i spytał czy jestem trzeźwy. Byłem trzeźwy, ale nie byłem świadomy.

Dopiero na studiach wraz ze zdobywaną wiedzą pojawiła się świadomość, że zarówno istniejącej wolności można bronić, jak i tę utraconą wolność przynajmniej w części przywrócić. Zacząłem od kilku pism do urzędu gminy i niewielkich artykułów w lokalnym piśmie. Potem zgłosiłem się do chyba jedynej w mieście czynnej organizacji pozarządowej, Zielonego Mazowsza. Jedno z moich pierwszych zadań jako wolontariusza to była obstawa Warszawskiej Masy Krytycznej.

To była piękna masa, pogodna, czerwcowa w 2002 roku [zobacz >>>]. Pamiętam, że bardzo zdziwiła mnie ilość rowerzystów, jaka stanęła na masie na pl. Zamkowym. Ponad 400. Następnie okazało się, że policja nie ochrania przejazdu, ale organizuje pacyfikację nielegalnej wówczas Masy za pomocą sił prewencji. Byłem w centrum policyjnej zapory na pl. Konstytucji, a następnie uciekałem przed łapankami na Kruczej. Bałem się, ale przemyślałem sprawę.

O wolność musimy zadbać wspólnie. Trzeba poszerzać zasięg rowerowej wolności, wolności od spalin, hałasu, zasobów kopalnych, niebezpieczeństw i korporacyjnego przymusu. Możemy to osiągnąć współpracując ze sobą na ulicach i w stowarzyszeniach. Dlatego zostałem członkiem Zielonego Mazowsza. Bądźcie świadomi i Wy.

Na deser

Przyszły prezes jako wolontariusz Masy Krytycznej w czerwcu 2002 r.

Prezes jako prezes na jubileuszowej masie w maju 2013 r.