Po paru próbnych wypadach na Lubelszczyznę [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>] i Podlasie [zobacz >>>] postanowiliśmy zmierzyć się ze Wschodnim Szlakiem Rowerowym w trudniej dostępnych z Warszawy rejonach województwa warmińsko-mazurskim. Zaczynamy od samego początku, tzn. od Elbląga. Miasto to dostarczyło tylu wrażeń, że zasłużyło na oddzielny odcinek recenzji. Niestety, nie były to raczej wrażenia pozytywne.

Elbląg

Pierwszym zaskoczeniem jest fakt, że szlak nie rozpoczyna się na dworcu kolejowym. Brak też oznakowanego łącznika, umożliwiającego dojazd z dworca kolejowego. Dziwi tym bardziej, że to początek trasy (na który trzeba jakoś dojechać), a jednocześnie stosunkowo łatwo byłoby taki dojazd wytyczyć istniejącymi ścieżkami rowerowymi.

Szlak odnaleźliśmy przy Bramie Targowej. Ruszamy za znakami na wschód i wkrótce okazuje się, że na odcinku 500 m Green Velo proponuje 3-krotnie przekraczać dwujezdniowy ciąg ulic al. Armii Krajowej - Grota-Roweckiego - grobla św. Jerzego.

Co więcej, jeden z tych przejazdów wymaga dwukrotnego oczekiwania na światłach (przejście dwuetapowe). Na tym skrzyżowaniu można spokojnie kwitnąć 5 minut.

Kolejny przejazd, dla odmiany przez 5 pasów ruchu i torowisko bez sygnalizacji. Następnie szerokim łukiem wracamy do skrzyżowania z Traugutta, które przed chwilą objechaliśmy z drugiej strony (to te z przejściem dwuetapowym).

I ruszamy w park Traugutta. Tutaj dla odmiany zaskakuje nawierzchnia, niespecjalnie kojarząca się z tymi milionami euro, które dała na budowę szlaku Unia Europejska.

Po pokonaniu kolejnego parku (Dolinka) oznakowanie kieruje nas na południe wzdłuż ul. Kościuszki, czyli w kierunku przeciwnym do Tolkmicka, Fromborka i Braniewa (w którym zasadniczo zmierzamy). Ale nie można przecież pozwolić, by turysta pominął tak atrakcyjny odcinek elbląskiej infrastruktury rowerowej (tak, te połamane płytki to ciąg pieszo-rowerowy).

Jeszcze parę esów floresów przez miasto i wjeżdżamy do parku Bażantarnia. Jest lepiej, choć pod górkę. Do nawierzchni wrócimy za chwilę.

Przejazd przez drogę wojewódzką nr 504. Niezachowane minimalne szerokości drogi dla rowerów, niezachowana skrajnia, zakręty od ekierki.

Płyty betonowe - takiej nawierzchni jeszcze chyba nie było. Tutaj i tak stosunkowo równo ułożone.

Wracamy na żwir. W granicach Elbląga nawierzchnie żwirowe są wykonane całkiem przyzwoicie. A raczej byłyby, gdyby szlak prowadził po płaskim. Ponieważ wytyczono go po pochyleniach podłużnych sięgających kilkanastu procent (nota bene nieoznakowanych), wyhamowanie z ciężkim bagażem (lub np. przyczepką) w czasie lub po deszczu może stanowić niezłe wyzwanie.

Płyty betonowe, dla odmiany z dziurami.

Z kronikarskiego obowiązku odnotuję także odcinek asfaltowy, dający chwilę wytchnienia. Ale szlak rowerowy jest jak łańcuch - tak dobry jak jego najsłabsze, nie najmocniejsze ogniwo.

Szlaban i obustronne objazdy dla rowerów. Dobrze że są, ale można to było zrobić zgrabniej. Objazd może być nieoczywisty po ciemku, a niezależnie od warunków widoczności stanowi utrudnienie dla rowerów z przyczepkami dwukołowymi.

Łęcze: szlak skręca w lewo, turyści z Holandii jadą prosto. Nie dlatego, że oznakowanie jest nieprawidłowe (do czego jeszcze wrócimy w którymś z kolejnych odcinków), ale dlatego że po 20 km na Green Velo mają dosyć tych atrakcji. Podobny obrazek tego dnia widzieliśmy jeszcze kilka razy. Również jadący z naprzeciwka dopytywali się, czy dalej też jest tak źle.

Podsumowanie

O ile można zrozumieć ideę trasy rowerowej przez rozległe parki i inne tereny zielone Elbląga, to powinna być to trasa lokalna, stanowiąca opcję dla zainteresowanych, i przeznaczona do pokonywania raczej "na lekko", bez bagażu. Strome podjazdy, zjazdy, rozwiązania skrzyżowań wymagające skrętu pod kątem prostym w miejscu, odcinki o bardzo nierównej lub słabo przyczepnej nawierzchni dyskwalifikują trasę jako główny "kręgosłup" liczącego sobie 2000 km szlaku długodystansowego - nie nadają się do pokonywania na cienkich oponach, z 40 kg bagażu, z dzieckiem w przyczepce, na handbike'u. Jest to tym bardziej przykre, że to odcinek znajdujący się na samym początku trasy. Turysta ściągnięty na szlak intensywną kampanią promocyjną już po pierwszych kilkunastu kilometrach zostaje przekonany, że Green Velo to pomyłka. W efekcie nikła jest szansa, że dotrze do dalej położonych odcinków, które nie są aż tak beznadziejne.

W sumie wyjazd z Elbląga szlakiem Green Velo - od Starego Rynku do ronda w Suchaczu - liczy sobie 28 km, 9 różnych rodzajów nawierzchni, wymaga pokonania ponad 240 m przewyższeń i stanowi wręcz podręcznikowy przykład wszystkich możliwych błędów w trasowaniu długodystansowych szlaków rowerowych. Dla porównania przejazd wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 503 i linii kolejowej liczyłby sobie 16 km, a sumaryczne przewyższenie mieściłoby się w granicach błędu pomiarowego.

Droga wojewódzka nr 503 była gruntownie modernizowana w 2013 r. Czyli 5 lat po tym jak ten sam samorząd, który zarządza drogą, zadecydował, że Green Velo ma przebiegać z Elbląga do Braniewa. Dlaczego zatem nie uwzględniono w planach przebudowy drogi dla rowerów? (zdjęcie: Google Street View z lipca 2013 r.)

Na północ od Elbląga wyznaczono już 4 "długodystansowe" lub "międzynarodowe" "szlaki rowerowe": Green Velo, R1, R10 i R64. Niestety, żaden z nich nie nadaje się do turystyki rowerowej (przypomnijmy: jazda z dzieckiem, przyczepką, 40 kg bagażu, także w nocy, ulewnym deszczu...), ze względu na ich trudność lub natężenie ruchu samochodowego. A wystarczyłoby wybudować jeden przyzwoitej jakości kręgosłup, do którego można by dowiązywać inne szlaki lokalne o urozmaiconym stopniu trudności...

Cdn.

Kolejne 50 km wcale nie jest wiele lepsze, o czym w następnym odcinku. [zobacz >>>]