Warszawa od dawna jest zaściankiem rozwiązań drogowych z powodu "niedasizmu". Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest podejście Zarządu Oczyszczania Miasta do wielu rozwiązań inżynierii ruchu stosowanych na Zachodzie.

Separowane buspasy - niedasię, bo nie odśnieżymy. Separator na pasie rowerowym - przecież jak taki pas odśnieżyć? Próg zwalniający - pługosolarka nie przejedzie. Podniesiona tarcza skrzyżowania lub przejście dla pieszych - odśnieżenie awykonalne. Wysepka przy przejściu dla pieszych - niemożliwe do odśnieżenia. Esowanie przebiegu drogi odpowiednimi wysepkami z przepustami dla rowerów - nieodśnieżalne. Podniesienie pasa przy przystanku tramwajowym - sami zgadnijcie.

Abstrahując od faktu, że na całym świecie, nawet w innych miastach Polski, jakoś sobie radzą z tym problemem, oraz od drugiego faktu, że dróg i pasów rowerowych i tak się w Warszawie nie odśnieża [zobacz >>>] [zobacz >>>], warto spojrzeć na temat szerzej i zadać sobie pytanie:

Czy najważniejszym zadaniem drogi jest jej łatwe odśnieżanie?

Na stronie ZOM można znaleźć informację, że ostatniej zimy solarki wyjeżdżały na drogi 48 razy. Brak informacji, czy każdy wyjazd kończył się akcją tych maszyn, czy np tylko wyjechały i czekały w gotowości na opady, które nie przyszyły albo były za słabe by cokolwiek odśnieżać. Brak też informacji, ile razy drogi tylko posypywano solą, a ile razy były faktycznie odśnieżane pługami. Nawet jeżeli wszystkie 48 razy korzystano z pługów (co jest raczej wątpliwe patrząc na poniższe zdjęcie), to i tak jest to niewiele. Za to codziennie, niezależnie od pory roku i pogody, dniem i nocą z ulicy korzysta kilka setek, tysięcy, albo dziesiątków tysięcy ludzi w autobusach, samochodach, na rowerach lub pieszo. Po Warszawie wykonuje się codziennie kilka milionów podróży, większość z użyciem dróg.

Problem odśnieżania ulic z separatorami i progami to problem wyimaginowany. W praktyce w Warszawie śnieg często po prostu zasypuje się solą.

Zatem czy bezpieczeństwo i wygoda użytkowników nie powinny być ważniejsze niż wygoda kilku pracowników pługosolarek, którzy parę razy w zimę wyjeżdżają nimi na miasto? Odpowiedź wydaje się oczywista. Jednak w Warszawie jest inaczej. Podczas Rad Technicznych, czy spotkań u Inzyniera Ruchu bardzo często okazuje się, że poprawiające bezpieczeństwo rozwiązanie inżynieryjne jest niemożliwe do realizacji z powodu weta Zarządu Oczyszczania Miasta, który twierdzi, że nie będzie w stanie tego odśnieżyć.

Problem realny, czy marginalny?

Jest o co walczyć. Separowane buspasy umożliwiłyby łatwiejsze egzekwowanie prawa. W praktyce skończyłoby się beztroskie jeżdżenie pasem, a zjeżdżanie z niego tylko na widok radiowozu. W końcu autobusy przestałyby tkwić w korkach na Modlińskiej, Niepodległości, Marszałkowskiej i wielu innych ulicach.

Możliwość montowania separatorów otworzyłaby drogę do bezpiecznego wyznaczania pasów i kontrapasów rowerowych na wielu ulicach miejskich. Gdzieniegdzie uniemożliwiłaby nielegalne parkowanie, albo zmianę pasa ruchu przed przejściem dla pieszych.

To jedno z nielicznych miejsc, gdzie separatory zamontowano. Podobne na pl. Narutowicza zniknęły po kilku miesiącach. Ten już wytrzymał dłużej - widocznie dla ZOM-u nie stanowi problemu, bo przecież drogi rowerowe odśnieżane są sporadycznie.

Szersze zastosowanie wysepek, podniesionych przejść dla pieszych, czy progów zwalniających podniosłoby znacząco bezpieczeństwo pieszych na przejściach. Tutaj gra jest szczególnie warta świeczki - piesi to dziś 1/3 ofiar wypadków.

Uspokojenie ruchu na skrzyżowaniach z podniesioną tarczą zmniejszyłoby liczbę stłuczek i wypadków samochodowych. Zwłaszcza na skrzyżowaniach, na których widoczność jest słaba - czyli na małych uliczkach bez chodników, gdzie prócz samochodów na jezdni spotkać można dzieci kopiące piłki, czy rodziny idące do pobliskiego sklepu po bułki.

Słowem - każdy by coś zyskał. Poza nielicznymi kierowcami pługów, które wyjeżdżają na drogę bardzo rzadko.

Czas wyrwać się z koła nieróbstwa.

Jednocześnie nie słuchać nic o tym, by ZOM cokolwiek robił by zmienić ten niepożądany stan rzeczy, o którym wie od lat. Nowe rozwiązania inżynierii ruchu być może faktycznie wymagają zmian rozwiązań technicznych zastosowanych przez firmy oczyszczające ulice ze śniegu - być może nawet wymiany lub przystosowania części ich taboru. Tym niemniej o tym trzeba myśleć już teraz, jeżeli chcemy by droga w końcu dopasowana była do potrzeb użytkowników, a nie tylko pługów. A tego ZOM z pewnością nie robi.

Paradoksalnie właśnie teraz, wiosną, jest najlepszy moment, by to zmienić - zima minęła i do kolejnej mamy kilka miesięcy. W tym czasie trwać będą przetargi na "zimowe utrzymanie" dróg i chodników (a może w końcu także i dróg rowerowych?). Co stoi na przeszkodzie, by do wymagań dla firm uczestniczących w przetargach dodać konieczność posiadania sprzętu zdolnego do odśnieżania ulic z progami, czy separatorami ruchu?

Poza dobrą wolą ZOM oczywiście.

Wydaje się, że to brak dobrej woli jest główną przyczyną problemu. Trudno się jednak temu dziwić - skoro wciąż ZOM może "lekką ręką" zawetować wszelkie rozwiązania niesprzyjające kilku solarkom kosztem wielu tysięcy użytkowników ulicy, nie ważne jak bardzo potrzebne i pożądane. W ten sposób koło się zamyka - nie ma dróg z separatorami, bo nie można ich odśnieżyć. A sprzęt do odśnieżania takich dróg nie pojawia się w Warszawie, bo przecież nie ma takich dróg i planów ich budowy.

ZOM jest szczęśliwy. Użytkownicy - niekoniecznie.