Nie do wiary! Jeszcze 4 lata temu kandydaci na radnych, burmistrzów i prezydentów skrzętnie ukrywali swoje rowerowe poglądy. Nawet, jeśli rozumieli korzyści wynikające z ruchu rowerowego w mieście, to milczeli. Bywało, że szli w zaparte i publicznie walczyli z rowerzystami, choć po cichu wspierali rozwój infrastruktury. Bali się, że samochodowy elektorat potępi ich poglądy.

A teraz? Stoją z rozdziawionymi buziami i analizują wyniki referendów i budżetu obywatelskiego. Wszędzie wygrywają pomysły prorowerowe.

Pierwszy był Kraków. W referendum mieszkańcy odrzucili pomysły polityków i urzędników – takie jak olimpiada i metro. Postawili na rower. Okazało się, że za ścieżkami rowerowymi głosowało więcej krakowian niż na prezydenta. A ścieżki rowerowe poparło aż 85 % głosujących.

W tegorocznym warszawskim budżecie partycypacyjnym wśród zwycięskich projektów aż roi się od pasów i kontrapasów rowerowych, chodników i przejść dla pieszych [zobacz >>>]. W Radomiu zaś drugie miejsce zajął ambitny projekt dopuszczenia ruchu rowerów pod prąd na wszystkich ulicach jednokierunkowych [zobacz >>>].

Kolejna rewolucyjna wiadomość nadeszła właśnie z Wrocławia. Zakończyło się głosowanie na budżet obywatelski. Absolutnym rekordzistą został projekt za 1,5 miliona złotych, który zakłada tworzenie tras rowerowych w samym centrum Wrocławia. Zdobył prawie 16 tysięcy głosów, zostawiając daleko w tyle inne projekty dotyczący rekreacji, edukacji, czy np. budowy parkingów i dróg.

Okazuje się, że politycy, samorządowcy, urzędnicy przez lata nie dopuszczali do siebie myśli, że społeczeństwo dojrzewa, zmienia się mentalnie, otwiera na nowe, zaczyna rozumieć idee zrównoważonego transportu, a tylko ONI pozostali z myśleniem w ubiegłym wieku.