Raz na cztery lata, przed wyborami samorządowymi, przychodzi moment, w którym obywatele powinni sprawdzić, co zrobiła lokalna władza i czy wywiązała się ze swoich obietnic. Zobaczmy zatem, jakie działania podjął obecny Zarząd Dzielnicy Ursynów, by rowerzyści mogli jeździć po tej dzielnicy wygodniej i bezpieczniej. A także - jakich działań zaniechał.

Co oceniam?

Zanim zaczniemy, drobne wyjaśnienie: efektów pracy obecnego burmistrza nie porównuję z efektami prac burmistrzów innych dzielnic, ani z tym, co zrobili jego poprzednicy. Sprawdzam, co zostało wykonane w ramach istniejących możliwości finansowych i kompetencyjnych. Inaczej mówiąc: Oceniam jak zostały wykorzystane szanse, które stały przed władzami dzielnicy.

Wyjaśnienie drugie, dla tych którzy mniej orientują się w podziale zadań w mieście: wszystkie większe ulice (takie jak al. KEN, Rosoła czy Płaskowickiej) to domena „dużego ratusza”. Tu należy oceniać panią Hannę Gronkiewicz-Waltz i podległe jej jednostki, takie jak Zarząd Dróg Miejskich czy Zarząd Miejskich Inwestycji Drogowych. Pan Piotr Guział odpowiada za ulice mniejsze, takie jak choćby ul. Dereniowa, Cynamonowa czy Beli Bartoka. Czasami jednak dzielnica bierze na siebie realizację inwestycji, która znajduje się w zarządzie ZDM.

Co się udało?

Budowa drogi rowerowej wzdłuż ul. Nowoursynowskiej

Tutaj burmistrz ma od rowerzystów dużego plusa. Droga jest dobrze zaprojektowana, z równą, asfaltowa nawierzchnią. Do pewnych szczegółów można się przyczepić, ale nie róbmy tego, by nie psuć dobrego wrażenia. Ale uwaga: ścieżkę dzielnica wybudowała, bo miała taki obowiązek. Trasa dla cyklistów powstała przy okazji rozbudowy ulicy. A tego wymaga lokalne prawo. Przygotowanie i prace nad budową rozpoczęto w poprzedniej kadencji samorządu.

Do sukcesów można również zaliczyć budowę krótkiego odcinka drogi dla rowerów wzdłuż ul. Ciszewskiego.

Remont drogi rowerowej w al. KEN od Wąwozowej do Belgradzkiej

Dobra, równa i szeroka. Choć wytknąć trzeba, że zepsuto skrzyżowanie z ul. Wąwozową – w efekcie rowerzyści muszą się zatrzymywać w miejscu przeznaczonym dla pieszych. Remont drogi rowerowej przy al. KEN również został zrobiony przy okazji przebudowy tej ulicy. Ta inwestycja również została rozpoczęta przez poprzednią ekipę rządzącą Ursynowem.

Veturilo

Za to też należy się pochwała. Ursynów był jedną z pierwszych dzielnic, w których zaczął działać system roweru publicznego. Prawdopodobnie decyzja burmistrza Ursynowa stałą się zachętą do tego, by urzędująca pani prezydent wprowadziła system ogólnomiejski. I rzecz szczególna – bo rzadko się to zdarza na Ursynowie – środowisko rowerowe zostało zaproszone do skonsultowania lokalizacji stacji roweru publicznego.

Łącznik rowerowy od parku Kozłowskiego do mostku nad potokiem Służewieckim

Dobrze, że powstał, jest tu bardzo potrzebny, bo to element trasy biegnącej z Ursynowa w stronę centrum [zobacz >>>]. Ale nie sposób nie zauważyć, że ten odcinek wybudowano znacznie później niż znajdujący się powyżej wiadukt, którym jeżdżą samochody. I stało się tak dlatego, że o trasę rowerową dopomnieli się głośno sami rowerzyści. Przypomnijmy – urzędujący burmistrz nie wiedział nawet, że ten odcinek znajduje się w obrębie dzielnicy, którą zarządza...

Po drugie: droga rowerowa (i chodnik) powinien iść górą, wiaduktem. Rowerzysta jadący al. KEN nie będzie przecież odbijał i kluczył okrężną drogą, powinien móc – tak jak kierowcy samochodów – pojechać prosto. I jest to olbrzymi błąd, którego skutki będziemy odczuwać przez lata. Burmistrzowi z Naszego Ursynowa trochę się upiekło, bo ciężar spada głównie na jego poprzedników. Ale szkoda, że nie szukał rozwiązań, które naprawiłyby problem.

Kontrapasy rowerowe na ul. Imbirowej i Sójki

Mała i tania rzecz, a cieszy. Szczególnie na Imbirowej [zobacz >>>], bo to trasa wykorzystywana przez rowerzystów przemieszczających się między Ursynowem a Wilanowem. Kontrapasy powstały głównie dlatego, że wielokrotnie wnioskowali o nie aktywni rowerzyści. Jak widać – skutecznie.

Stojaki rowerowe

Trochę się udało, a trochę jednak nie. Pojawiły się nowe, zgodne ze standardami rowerowymi, parkingi dla cyklistów – przed Urzędem Dzielnicy, przed szkołami, na terenach rekreacyjnych. Ale to wciąż mało. Takie stojaki powinny być na każdym kroku: przy przedszkolach, bibliotekach, placówkach zdrowia.

Dopominamy się o to wielokrotnie, ale to niestety rzucanie grochem o ścianę. Swojego roweru wciąż nie mogę bezpiecznie zaparkować przed moją biblioteką, najbliższym przedszkolem, przychodnią zdrowia. Skąd ta niemoc? Przecież to kosztuje grosze. I znów należy podkreślić: Duża część stojaków, które powstały, to efekt aktywnych zabiegów rowerzystów.

Porażki, błędy i zaniechania

Pasy rowerowe

Pasy rowerowe (a właściwie ich brak) to największa porażka i zaniechanie obecnego zarządu Dzielnicy Ursynów. Przez cztery lata nie powstał na Ursynowie ani jeden taki pas, choć to rozwiązanie bardzo tanie, proste i bezpieczne. Na Ursynowie jest co najmniej 10 ulic, na których dobrze by się one sprawdziły. Rozmowy na ten temat prowadzimy od 2011 roku i nieustająco jesteśmy zwodzeni i mamieni obietnicami. Jednego dnia słyszymy, że będą pasy rowerowe na ul. Dereniowej, a następnego, że ich tam jednak nie będzie. Raz burmistrz deklaruje chęć wyznaczania pasów rowerowych na Nugat, a za chwilę słyszymy zapewnienia, że jednak będzie tam ścieżka rowerowa.

Rozumiem, że wyznaczenie pasów dla cyklistów wymaga pewnego trudu, uzgodnień z inżynierem ruchu, znalezienia rozwiązań, które nie skutkowałyby zbyt daleko idącymi zmianami w liczbie miejsc parkingowych. Ale cztery lata pracy obecnych władz nie przyniosły żadnych efektów, bo szczerze powiedziawszy – nieszczególnie się one o to starały . Pasy rowerowe to nie jest fanaberia garstki krzykaczy - projekt wyznaczenia pasów rowerowych w budżecie partycypacyjnym [zobacz >>>] poparło ponad 6 tys. mieszkańców. To drugi wynik na Ursynowie, a zarazem drugi w skali całej Warszawy.

Ul. Wełniana

Takiej fuszerki nie widziałem już dawno. Lokalna uliczka z progami spowalniającymi, na której bezpiecznie czują się nawet niedzielni rowerzyści, a obok – droga rowerowa, przez którą trzeba było zwęzić chodnik. Na dodatek samochody wyjeżdżające z bram widzą rowerzystę jadącego taką ścieżką znacznie gorzej, niż gdyby jechał on tą uliczką. Ta ścieżka to więcej szkody niż pożytku i pieniądze wyrzucone w błoto. Gdyby urzędnicy w ratuszu przy KEN częściej zaglądali do Standardów projektowych i wykonawczych dla systemu rowerowego m.st. Warszawy (które są obowiązującym prawem lokalnym), to by wiedzieli, że przy drogach tej klasy nie zaleca się stosowania wydzielonych dróg rowerowych.

Próby budowy drogi rowerowej wzdłuż ul. Kiedacza i Nugat

To kolejny przykład na to, że urząd bezkrytycznie forsuje ideę, zgodnie z którą budowa wydzielonej ścieżki rowerowej jest jedynym słusznym rozwiązaniem, niezależnie od warunków. W przypadku ulic Kiedacza i Nugat oznaczałoby to zwężanie chodników, złą widoczność rowerzystów, ścieżkę zmieniającą stronę jezdni, betonowanie trawników. W tym miejscu potrzebne są pasy rowerowe i/lub uspokojenie ruchu (na przykład z wykorzystaniem wyspowych progów zwalniających). Ale być może przypadek Kiedacza i Nugat powinniśmy potraktować jako sukces, bo – jak dotąd – ścieżka na szczęście jeszcze nie powstała. Póki co nie udało się wyrzucić pieniędzy w błoto. Prawdopodobnie duża w tym zasługa rowerzystów, którzy zabierali głos również w tej sprawie [zobacz >>>].

Krótki odcinek drogi dla rowerów przy Romera

Powstały przy okazji budowy ronda na skrzyżowaniu Surowieckiego i Romera to pieniądze wyrzucone w błoto. Po pierwsze krótki odcinek ścieżki powstał kosztem chodnika i pogorszył warunki ruchu pieszego. Po drugie – tej ścieżki nie da się w przyszłości kontynuować wzdłuż ul. Romera bo po prostu nie ma na nią miejsca. W tym miejscu powinny funkcjonować pasy rowerowe, które zostały zaplanowane w koncepcji rozwoju ruchu rowerowego zamówionej kilka lat temu przez Dzielnicę Ursynów. Dzięki temu zwiększymy komfort i bezpieczeństwo rowerzystów poprawiając jednocześnie bezpieczeństwo pieszych na przejściach dla pieszych.

Droga dla rowerów na ul. Przy Bażantarni

Być może nie jest porażką, ale trudno zaliczyć ją do sukcesów, bo w dzielnicy czeka 10 bardziej priorytetowych zadań, które odpowiedzialny burmistrz powinien podjąć.

Podsumowanie

Gdy spojrzymy na sukcesy rowerowe rządzącej ekipy, uderza, że w większości przypadków inwestycje powstawały, albo dlatego, że musiały, albo dlatego, że społeczność sama się o nie dopomniała. Zdecydowanie zabrakło inicjatywy ze strony ursynowskiej władzy.

Można też było lepiej wykorzystać autorytet stanowiska do wywierania wpływu na decyzje podejmowane przez Prezydent miasta. Choć burmistrz Piotr Guział często zabierał głos na różne tematy, to o rowerach nie mówił nic lub bardzo mało. A należało się głośno domagać na przykład remontu drogi dla rowerów wzdłuż KEN, To główną trasa rowerowa w dzielnicy, a sypie się ze starości – jest nie tylko niewygodna, ale też niebezpieczna. Nie słyszałem też interwencji w sprawie ścieżki wzdłuż Rodowicza - Anody, która po latach eksploatowania znikała w oczach. Właśnie udało się ją wyremontować – ale znów nie ma z tym nic wspólnego zarząd dzielnicy – to efekt starań ursynowskich rowerzystów.

Przez ostatnie cztery lata zabrakło jeszcze jednej rzeczy: dobrego dialogu i autentycznego otwarcia na rozmowę z mieszkańcami. Aktywni cykliści są burmistrzowi dzielnicy znani, bo często zabierają głos w sprawach rowerowych. Jednak bardzo rzadko zdarzało się, by byli zapraszani do skonsultowania planów, konkretnych rozwiązań. A przecież trochę się na tym znamy, a nade wszystko – to my będziemy ponosić konsekwencje decyzji dotyczących rozwoju infrastruktury rowerowej, które podejmowane są przez burmistrza. Kilka przedsięwzięć nas zaskoczyło, o innych dowiadywaliśmy się przypadkiem. Warto w końcu zacząć rozmawiać. My zawsze jesteśmy na to gotowi.

Jaką ocenę wystawić władzom Ursynowa? Niech to zrobią sami mieszkańcy: 16 listopada, przy urnach wyborczych.