Miasto jest jak organizm - żyje, ewoluuje, zmienia się. Aby za tym nadążyć, każde miasto, tak metropolia jak i senne miasteczko powiatowe, musi i ulega ciągłym przebudowom. Życie, to także starzenie się - także miejskiej infrastruktury. Konieczne są więc mniejsze lub większe remonty. Jak się to robi? Zapraszam na kolejną porcję zdjęć z Holandii [zobacz >>>].

Nie taki znowu inny świat

Typowa budowa drogi w Holandii nie różni się znacząco od tej w Polsce. Na placu budowy jest takie samo błoto, wszędzie wokoło walają się palety z materiałami. Nikt nie chodzi na placu budowy po czystym dywaniku w kapciach. Nawet robotników też jest podobnie dużo jak w Polsce ;-) Jednak, gdyby holenderskie budowy nie różniły się niczym od naszych, artykuł nie miałby sensu. Różnice są zasadnicze i widoczne już na pierwszy rzut oka.

Na przykład w Holandii dba się, utrzymuje i (w razie potrzeby) remontuje drogi rowerowe. U nas takie remonty dopiero zaczynają się pojawiać (vide Podleśna) i są raczej wyjątkiem niż regułą. Tam natomiast nie dopuszcza się by droga rowerowa wyglądała jak tor przeszkód.

Maty dla pieszych

A to inny przykład - ulica w remoncie. Wygląda jak niewielki krater po bombie, czyli podobnie jak u nas. Widać jednak na niej dość ciekawe rozwiązanie dla ruchu pieszego w postaci układanych gumowych mat. Maty te pozwalają mieszkańcom chodzić po ulicy bez taplania się w błocie po kostki.

Maty takie wydają się być lepsze niż kładzione u nas tymczasowo chodniki z płyt. Dlaczego? Maty są lżejsze i płaskie, a więc łatwiejsze w transporcie. Szybciej się je układa - dziś przejście jest tu, a jutro może być gdzie indziej, gdy zajdzie taka potrzeba. Dzięki większej powierzchni nie zapadają się w piachu i błocie, ani nie "klawiszują" na nim. A w razie położenia na trawie (jak tutaj), nie niszczą trawnika.

Tymczasowe torowiska

Nie tylko piesi mogą poruszać się ulicami w przebudowie. Remont ulicy można prowadzić też z utrzymaniem ruchu tramwajowego.

Szlaban na pierwszym planie jest po to by na remontowanym odcinku ulicy nie znalazł się naraz więcej niż jeden tramwaj. Być może podbudowa pod torowiskiem nie ma jeszcze odpowiedniej nośności, albo nie ma zachowanej skrajni pozwalającej na mijanie się tramwajów na remontowanym fragmencie ulicy. Tym niemniej, w odróżnieniu od Warszawy, nie wyłącza się tu torowiska z ruchu na długie miesiące.

Takie samo rozwiązanie stosuje się także przy remontach i przebudowach samych torowisk. Dzięki temu sezon remontowy może trwać tam dłużej niż wakacje. To zdjęcie wykonano pod koniec października.

Ruch rowerowy na czas remontu

Amsterdam to przede wszystkim kanały, a więc i mostki na nich. Na czas ich remontów zazwyczaj układane są tymczasowe kładki. Po tej akurat nie wolno jeździć rowerem. Tu Amsterdam akurat nie różni się od Warszawy - drogowcy na całym świecie myślą, że nawet najgłupszy zakaz bez dania rowerzystom alternatywnej drogi przejazdu będzie respektowany ;-)

Na szczęście remonty bez rowerowych objazdów to w Amsterdamie rzadkość (my podczas tygodniowej wizyty znaleźliśmy tylko jeden). Zazwyczaj (jak na tym zdjęciu) dla rowerzystów wytyczany jest wygodny i nie za długi objazd, którego kształt konsultowany jest z przedstawicielami rowerzystów.

Tymczasowe mosty

Czasem jednak nie ma alternatywy. Tak jest na przykład w przypadku mostów. Wtedy można np. zbudować tymczasowy most obok remontowanej przeprawy. Tak się robi i w Warszawie. Tylko w Warszawie tymczasowe mosty z reguły służą jedynie dla aut. Ponad 70% ruchu generowanego przez inne rodzaje i środki transportu (w tym komunikację miejską) zwyczajnie się ignoruje.

W Amsterdamie, na tymczasowych mostach znajdziemy także torowiska, drogi rowerowe i chodniki, a ruch samochodów prywatnych jest mocno ograniczony. No i ta prowizorka wygląda też nieco inaczej niż nasz most Syreny, czy wiadukt nad stacją Dworzec Gdański ;-)

Oznakowanie remontów

Remonty w Amsterdamie od remontów w Warszawie różnią się jeszcze jedną rzeczą - oznakowaniem. Dla tymczasowego oznakowania w Holandii zarezerwowano kolor żółty, który nie jest stosowany na innych rodzajach znaków. To bardzo wyróżnia znaki objazdu, a także pozwala łatwo zwrócić uwagę np. na fakt zmiany kierunku ruchu na jakiejś ulicy.

Jest jeszcze jeden detal odróżniający nasze oznakowanie od holenderskiego. Tam na znakach wyraźnie podana jest data końca utrudnień w ruchu, z dokładnością do dnia, a bywa, że do godziny. U nas terminy są na tyle "płynne", że drogowcy z reguły są w stanie podać jedynie odpowiedni kwartał roku, w którym (przy odrobinie szczęścia, dobrej pogodzie i braku komplikacji) zakończą się utrudnienia.

W następnym odcinku

Holandia to nie raj. Holenderscy inżynierowie i drogowcy też strzelają gafy. Czasem są duże, czasem drobne i prawie niezauważalne. Z racji na to, że wszelkie inwestycje z reguły są tam szeroko konsultowane społecznie, tych gaf jest znacznie mniej. W następnym odcinku pokażemy te, które udało nam się znaleźć w terenie i uwiecznić na zdjęciach.