Publikujemy pismo złożone 20 listopada do komisarza Marcinkiewicza w sprawie przejawów niegospodarności i marnotrawstwa publicznych środków przy planowaniu i realizacji inwestycji na terenie Warszawy.

Pismo do Kazimierza Marcinkiewicza, p.o. prezydenta Warszawy

Szanowny Panie!

Jako premier RP zapowiadał Pan m.in. obniżanie kosztów administracji pod hasłem taniego państwa. W obecnej kampanii zapewnia Pan wyborców o swojej skuteczności i konieczności efektywnego wykorzystywania funduszy na inwestycje. Przekazujemy niżej przykłady niegospodarności i nieracjonalności stołecznych urzędów w dysponowaniu społecznymi środkami w mijającej kadencji. Liczymy, że potraktuje je Pan poważnie, jako okazję do zademonstrowania w praktyce głoszonych zasad i haseł.

Naganne są nawet przejawy pozornie drobnej niegospodarności, gdyż sumarycznie przynoszą ogromne straty budżetowi miasta -- dotkniętemu przecież stale deficytem i brakiem funduszy na różne pilne cele! Nieprzemyślane i nieekonomiczne działania urzędów przynoszą nie tylko straty finansowe, ale skutecznie demoralizują obywateli i powodują zanik ich identyfikacji z władzą, nawet tą lokalną. Utrwala to postawy roszczeniowe, zniechęca do jakże potrzebnej społecznej aktywności, a niejednego młodego człowieka skłania do emigracji.

Jeśli podziela Pan nasze zaniepokojenie tymi zjawiskami i ocenę ich wagi, prosimy o pilną i stanowczą reakcję -- jeszcze przed II turą wyborów. Prosimy o dokładne sprawdzenie opisanych niżej spraw, które bulwersują mieszkańców. Prosimy też o odpowiedź, jakie mechanizmy zapobiegające szkodliwym dla dobra publicznego zjawiskom niegospodarności i marnotrawstwa zamierza Pan wprowadzić, aby nie dochodziło do opisanych niżej sytuacji.

Nieracjonalna i kosztowna kampania Śmieć przykładem

Od maja do listopada 2005 r. prowadzono na dużą skalę kampanię medialną mającą promować selektywną zbiórkę odpadów pod hasłem "Śmieć przykładem". W witrynie miasta [wpis z 19.05.05 r.] podano, że koszt kampanii wyniósł aż 800 tys zł! Akcji tej nie towarzyszyła jednak odczuwalna poprawa warunków technicznych i organizacyjnych dających ludności szansę realizacji tego, do czego zachęcał medialny przekaz kampanii. Wręcz przeciwnie -- w bardzo wielu miejscach likwidowano pojemniki (dowodzą tego m.in. wyniki n/w ankiety). Zachęcano do czegoś, a jednocześnie -- wbrew zdrowemu rozsądkowi -- uniemożliwiano to. Jak wynika z przeprowadzonej przez nasze Stowarzyszenie ankiety [zobacz >>>] czy tekstów w Gazecie Stołecznej (Dajcie nam segregować śmieci! z 07.06.2006 r. czy Ludzie sami wyprosili pojemniki z 20.10.2006 r.) to nie brak chęci lecz niedobór pojemników był i jest nadal podstawową przyczyną niskiego poziomu recyclingu w stolicy.

Przed wydaniem tak ogromnej kwoty należało zbadać, czy jest to racjonalne i jakie wymierne rezultaty może przynieść. Czy Urząd Miasta przeprowadził takie badania? Nam nic o tym nie wiadomo. Jesteśmy jednak pewni co do tego, jakie byłyby ich wyniki: w pierwszej kolejności potrzeba zainwestowania w nowe pojemniki i ogólniej -- w organizację odbioru odpadów. Zaś promowanie segregacji -- dopiero potem, po stworzeniu warunków do jej praktykowania. A nie odwrotnie!

Nie podważamy sensu propagowania ekologicznego podejścia do odpadów. Także nasze Stowarzyszenie stawia sobie to za jeden z głównych celów. Nawet on jednak nie uświęca środków i nie zwalnia urzędników z obowiązku gospodarowania nimi oszczędnie i racjonalnie. Dlatego uważamy przeznaczenie aż 800 tys zł na samą kampanię w mediach za przejaw niegospodarności i marnotrawstwa. Zwłaszcza w warunkach poważnych i długotrwałych zaniedbań w sferze praktycznej czyli najkrócej to ujmując -- braku pojemników stale zgłaszanego przez warszawiaków. [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>]

Oprócz braku analiz wstępnych (np. odniesienia kosztów do założeń) Akcji Śmieć przykładem uderza nas też brak jej podsumowania. Nie wiadomo, czy i jakie wnioski z niej wyciągnięto, czego się spodziewano i jak na tym tle wyglądają efekty. 800 tys zł. to kwota zbyt poważna, by ją po prostu zaksięgować i zapomnieć o wydatku. Pewną formą podsumowania tej akcji (choć zapewne niepełną) był wykonany przez nas obszerny w/w raport. Biuro Ochrony Środowiska otrzymało go (tym razem za darmo) w czerwcu, ale do dziś dnia nie zechciało ustosunkować się do zawartych w nim wniosków i rekomendacji.

Trawnik zrekultywowany na... pół roku

W 2005 roku prowadzono w Warszawie na szeroką skalę rekultywację trawników. O zastosowaniu w wielu miejscach niewłaściwej mieszanki ze sporą domieszką szkła, drobnego gruzu i kawałków plastiku pisała wówczas prasa. Mimo to trawniki te pozostały "zaśmiecone" i ich jakość budzi do dziś zastrzeżenia mieszkańców. Chcemy opisać jedno specyficzne miejsce, w którym niemałe koszty poniesione na nawiezienie i zasiew zostały zmarnowane w 100%.

Na ulicy Podleśnej postanowiono przywrócić zieleń na zniszczonym przez samochody i opady deszczu pasie między chodnikiem a drogą dla rowerów. I znów pozytywny cel rozbił się o niedostateczne przemyślenie skuteczności działań. [zobacz >>>] Nie stworzono bowiem żadnych zabezpieczeń przed ponownym niszczeniem trawnika przez te same czynniki, co w oczywisty sposób musiało nastąpić i było łatwe do przewidzenia. W efekcie pas o wymiarach 100m*1,2m wrócił do stanu wyjściowego. Pieniądze wydane na jego rekultywację (około 2 tys zł) dosłownie i w przenośni wyrzucono w błoto. Dlaczego nikt nie zauważył nieskuteczności i bezsensowności takiego działania? Dlaczego inwestując w (potrzebne rzecz jasna) trawniki nie ogrodzono ich tam, gdzie grozi im dewastacja?

Zmarnowane okazje wytyczenia ciągów dla rowerów podczas remontów chodników

Obowiązująca od 10 lat uchwała 188/C/96 Zarządu Miasta nakazuje m.in. We wszystkich projektach inwestycji drogowych oraz modernizacji i przebudowy dróg uwzględnić potrzeby ruchu rowerowego oraz ponownie przeanalizować i uzupełnić te projekty, które nie zapewniają warunków dla ruchu rowerowego.

Intensywnie prowadzone remonty chodników dawały doskonałą okazję, by na wielu ulicach wydzielić jeśli nie odrębne ścieżki rowerowe, to chociaż przekwalifikować ciągi piesze w pieszo - rowerowe. Przemawiają za tym nie tylko względy bezpieczeństwa, ale i ekonomiczne. Do dziś można było w ten sposób przystosować do ruchu rowerów choćby takie główne ulice jak Kasprzaka, Żeromskiego czy Świętokrzyską i wiele innych, na których ZDM wymieniał chodniki. Tak się nie stało.

Z niewiadomych powodów ZDM mimo wielokrotnych wniosków konsekwentnie poprzestaje w sytuacjach tego typu na wymianie nawierzchni bez żadnych zmian funkcjonalnych. Jest to zaniechanie, które nie tylko przyczynia się do zagrożeń ruchu (tak na jezdni jak i na chodnikach, którymi często poruszają się rowerzyści z obawy przed samochodami). Powoduje też w perspektywie poważne szkody i straty ekonomiczne, ponieważ z wielu chodników i tak trzeba w przyszłości te ścieżki wydzielić. Narazi to wówczas miasto na dalsze koszty, których można było uniknąć (dodatkowy przetarg, projekt, kosztorys, ponowna dezorganizacja, zakup, dowóz i wywóz materiałów i robocizna przy kolejnej zmianie).

ZDM realizuje w tej kwestii politykę niewątpliwie bardzo wygodną dla siebie -- zwyczajnie ułatwia sobie pracę i windowanie statystyk. Czy jednak taki powinien być cel działań publicznej instytucji finansowanej przez podatników? Liczymy, że w nadzorowanym przez Pana Zarządzie Dróg Miejskich podejście do tego zagadnienia ulegnie trwałej zmianie z korzyścią dla mieszkańców miasta i jego finansów traktowanych bardziej perspektywicznie.

Nieprzepisowe uskoki na nowobudowanych drogach rowerowych

Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Transportu z 2.03.99 (Dz. U. Nr 43, poz. 430) § 48. 1. Wysokość progów i uskoków na ścieżce rowerowej nie powinna przekraczać 1 cm.

Oddawane do użytku w ostatnich latach drogi rowerowe świadczą o tym, że urzędnicy nadzorujący ich projekty lub wykonanie albo nie znają obowiązujących przepisów, albo lekceważą swoje obowiązki. Nieprzepisowe uskoki o wysokości 2 cm i wyższe twierdziliśmy na wielu ciągach rowerowych m.in. w ulicach Perzyńskiego, Racławickiej, Nocznickiego, Kochanowskiego. Kto zapłaci za niezbędne poprawki?

W każdym wypadku ich powstanie nie jest wynikiem uszkodzenia czy jakichkolwiek czynników wtórnych. Te drogi po prostu zostały od razu wadliwie wykonane i nierzetelnie odebrane przez urzędników! Uskoki występują prawie zawsze na przejazdach przez jezdnie, co jest naganne nie tylko z uwagi na niewygodę, ale i zagrożenie. Przecinając jezdnię rowerzysta powinien skupić całą uwagę na innych uczestnikach ruchu, patrzeć na boki, a nie pod koła -- do czego zmuszają zaniedbania wykonawcze.

Oczekujemy, że w każdym z wymienionych przypadków inwestor lub zarządca drogi wyegzekwuje odpowiednie poprawki od wykonawcy, a jeśli to niemożliwe -- zleci je we własnym zakresie. Jeśli wiązałoby się to z dodatkowymi kosztami, to powinni je ponieść przynajmniej częściowo urzędnicy, którzy pośrednio spowodowali taką sytuację nie wywiązując się z obowiązku należytego nadzoru inwestorskiego nad przepisowym wykonaniem zamówienia publicznego.

Chcąc traktować poważnie zarówno deklaracje zawarte w Strategii przygotowanej przez ekipę Lecha Kaczyńskiego, jak i Pańskie własne zapewnienia ze spotkania z rowerzystami oczekujemy też, że spowoduje Pan, aby za pieniądze podatników nie powstawały nieprzepisowe buble, ale infrastruktura bezpieczna, wygodna i funkcjonalna. Że rowerzyści będą zapraszami zarówno do opiniowania każdego projektu, jak i do udziału w odbiorze technicznym każdej realizacji.

Projekt modernizacji ul. Dewajtis sprzeczny z zaleceniami Konserwatora Przyrody

Pismem WŚR VII/6630/337/04/05 z 10.06.05 r. do Rektora UKSW [ PNG, 34 kB] Wojewódzki Konserwator Przyrody wydał warunkową zgodę na ruch autobusów komunikacji miejskiej przez rezerwat Las Bielański po ul. Dewajtis. Jednym z warunków było zachowanie niezmienionych ścieżek dla pieszych wzdłuż tej ulicy. Tymczasem wykonany na zlecenie U.Dz. Bielany projekt dostosowania drogi do wymogów komunikacji autobusowej zawiera budowę chodnika, na który Konserwator nie wydał zgody. Podczas posiedzenia Komisji Ekologii Bielan 20.02.br. skonfrontowano opinie Urzędu Dzielnicy i przedstawiciela Konserwatora. Wyszło na jaw, że wydano publiczne pieniądze (podobno kwotę 50 tys. zł) na projekt, który można by zrealizować jedynie wbrew opinii Konserwatora, a więc nielegalnie. Dlaczego urzędnicy odpowiedzialni za zlecenie tego projektu nie zadbali o to, by spełniał on postawione wymagania i był możliwy do legalnej realizacji? W jakim celu uzyskano dla niego u Inżyniera Ruchu opinię komunikacyjną nr 2114/05? Czyżby zamierzano go realizować łamiąc nakazy organu właściwego dla ochrony przyrody, ze szkodą dla prawnie chronionego rezerwatu?

Zwracamy się do Pana z wnioskiem o wyjaśnienie, jak doszło do wydania środków publicznych na projekt bezużyteczny z powodu niemożliwości legalnej realizacji. Dlaczego świadomie narażono budżet miasta na ewidentną stratę. Trudno bowiem założyć, że odpowiednio wykwalifikowani urzędnicy nie zdawali sobie sprawy ze sprzeczności między tym, co tworzy projektant, a wytycznymi Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody, które musieli przedtem poznać.

Apel o przejrzyste gospodarowanie społecznymi środkami

Powyższe przykłady (nie odosobnione zresztą) skłaniają do wniosku, że urzędnicy zbyt często starają się jedynie wydać przydzielone środki, bez należytego zastanowienia nad tym, z jakim skutkiem i pożytkiem będą one wydane. Nie oskarżamy wszystkich o niegospodarność i nie domagamy się od urzędników nieomylności. Uważamy jednak, że na błędach należy się uczyć i zapobiegać im wyciągając wnioski z poprzednich działań oraz dokładniej kontrolując projekty i wydatki. Bardzo pozytywnym i wskazanym (lecz w Polsce niedocenianym i marginalizowanym) elementem takiej kontroli są różnego rodzaju społeczne konsultacje oraz dostępność w Internecie informacji o projektach i wydatkach. Apelujemy do Pana o szersze wprowadzanie do urzędowych procedur i aktów lokalnego prawa nakazów zapewniających udział i wpływ społeczeństwa na to, jak urzędy gospodarują społecznymi środkami. W imię wspólnego dobra obywateli -- przejrzystości Państwa i zapobieganiu jego patologiom na każdym szczeblu.

Do wiadomości

- Najwyższa Izba Kontroli, ul. Filtrowa 57, 00--950 Warszawa;

- Biuro Kontroli Wewnętrznej i Audytu Urzędu m.st. Warszawy;

- Media;

- fundacje i organizacje pozarządowe

Dalszy ciąg sprawy

[zobacz >>>]